9 czerwca 2020

Czy samotności można się wstydzić? Dlaczego ludzie są samotni? Co sprawia, że jesteśmy samotni? Dlaczego mimo otaczających nas ludzi jesteśmy samotni?

O czym wstydzimy się mówić? Jakie są tematy tabu?

Zazwyczaj nie mówimy o tym, co jest trudne. Obawiamy się, że ta druga strona nas nie zrozumie i odrzuci. A potem funkcjonujemy w utartych schematach, bo tak się nauczyliśmy. Lęk ma wpływ na to, co robimy, a raczej na to czego nie robimy.

Lepiej być samotnym, czy być z kimś w związku?

Nie potrafisz funkcjonować w relacjach? Bo co, bo jest trudno konfrontować się z innymi oczekiwaniami partnera? Bo druga strona nie radzi sobie z tym, co nosimy w sobie? Gdy ktoś jest blisko nadmiar emocji staje się nagle przytłaczający? Taki niedowytrzymania? Że aż musisz uciec spowrotem w samotność, by odetchnąć z ulgą.

Nie potrzebnie wychylałeś się ze swojej dziupli. Same problemy, nie potrzebujesz tego. Zamiatasz to pod dywan, nie ma tematu. A po pół roku wdeptujesz w to samo gówno, bo czujesz się zbyt samotny.

Patrze na ludzi i się zastanawiam, czy faktycznie mają satysfakcję z partnerstwa. Na ile to ucieczka od samotności? Tyle jest rozwodów i nieszcześliwych par. Są razem dla dziecka, albo czasem słyszę, że któraś zdążyła mieć dziecko, bo potem to niewiadomo, czy będzie z kim.

Tyle jest ucieczek i dróg, by ominąć budowanie relacji. I tak wszyscy chcą tego samego, tylko nie potrafią o tym mówić. Bo jak mam znaleźć słowa, gdy mam mętlik w głowie i nie wiem co mi jest?

Pojawia się odpowiednia osoba i nagle znajdujesz tysiąc wymówek, aby w to nie wchodzić. Zaczynasz się skupiać na wadach, na zachowaniach, które nie pasują do twoich oczekiwań.

źródło: www.pixabay.com

Boisz się zranienia i powtórki z rozywki. Najlepiej obciąć relację w pół, powyrywać wszystkie listki, przystrzyc krzew do kształtu, który ci pasuje! Bo on naturalnie nie może rosnąć i się rozwijać, tylko ma być taki jak ty chcesz. Tylko czy ty wiesz czego tak naprawdę chcesz?

Po tylu rozstaniach i toksycznych relacjach w końcu zrażasz się do poważnych znajomości. Patrzysz na wszystko przez pryzmat swych bogatych doświadczeń. Już wiesz, czego chcesz, a czego nie chcesz. Czego unikać jak ognia. W locie wychwytujesz pierwsze symptomy toksyczności potencjalnego partnera. Już na wstępie znajomości możesz stwierdzić, czy jest wszystko w porządku. Pisze rano “dzień dobry”, a wieczorem “dobranoc”. Po drodze jeszcze 30 nic nieznaczących wiadomości i zalewa cię wyrzutami, że nie odpisujesz. Zastanawiasz się wtedy, czy ty byś tak samo robił po 3 dniach znajomości. Albo relacja wyśmienicie się zapowiada i nagle osoba przepada. Po kilku tygodniach odzywa się jakby nic sie nie stało i ma pretensje, że ty masz pretensje. Jeszcze kilka takich scenariuszy i masz dosyć.

Dajesz całą rękę, a potem cofasz. Robisz jeden krok, a potem trzy w tył. I patrzysz na reakcję. Testujesz. Oj za dużo wad w systemie. No i potem stwierdzasz, że ten chłop się nie nadaje. Myślisz sobie, że może następny będzie lepszy.

Nie będzie. Problem wróci jak bumerang. Jak tsunami ze zdwojoną siłą. Z przerażenia wyskoczysz z butków i zrobisz wszystko, żeby to się więcej nie powtórzyło. Najlepiej ominąć problem szerokim łukiem, uciec w samotność i koło się zamyka. Albo uciec w pracę, alkohol, super balangi, znieczulić się na rzeczywistość. Idąc za trendem powiesz, że szukasz tylko “friend with benefits” albo “one night stand”.

SAMOTNOŚĆ W RELACJI

Patrząc od drugiej strony w relacjach też jesteśmy samotni. Czujemy się nierozumiani, bezradni. Rozmawiacie i masz wrażenie, że cię nie słyszy. Jest skupiony na tym, co chce powiedzieć. I mówi tak dużo, że nie ma już miejsca dla ciebie.

Zamykasz się w sobie i żyjesz w swoim świecie, gdzie ten drugi nie ma dostępu. Na zewnątrz maska obojętności z wyrazami szacunku. Albo maska uśmiechniętego kolesia, gdy jak zrobisz mu zdjęcie to widzisz w oczach ogromny smutek. Kluczyk do środka ma tylko kilka osób, ale ty nie bo ty nie zrozumiesz. Niby jesteśmy razem, ale osobno.

Mamy własny świat, z którego wychodzimy do wspólnej przestrzeni tylko po to, by ogarnąć codzienną kuwetę. Tylko ile tak można. Potem musisz zmierzyć się z górą niedopowiedzeń, niezrozumień, cierpień i myślimy, że wolimy być sami.

Otworzysz się przed kimś, a potem cios. Wykorzysta w argumentach przeciwko tobie, oceni, że coś z tobą nie tak. Chowamy się do skorupki. Tylko, że zamiast z niej czasem wyjść to zamykamy się na cztery spusty.

Pach! Nie ma mnie, nikt nie widzi. O jak dobrze, już jestem sam , w końcu sam…. Upragniony spokój i cisza. Nikt mi nie przeszkadza.

Już chciałam napisać, że warto się czasem otworzyć, ale powstrzymuje mnie to, co przed chwilą napisałam. Paradoks, bo coś mi się tu nie zgadza. Myślę, że bez otwarcia zbuduje się płytką relację, a w konsekwencji odczuwamy emocjonalną samotność.

Tak jakby dzisiejszy świat nie sprzyja trwałym relacjom. Wszystko jest szybko i na chwilę. Jest tyle samobójstw, a depresja jest bardziej powszechna niż bezrobocie. Bierzemy leki antydepresyjne i wstrzykujemy sobie gówno w usta, by poczuć się lepiej.

Tak jakby głęboką relację można było stworzyć tylko z psychoterapeutą. W środku mamy tak pusto, że nie da się obdzielić drugiej osoby. Ewentualnie poczęstujesz ją swoimi brakami i spierdoli od ciebie szybciej niż to sobie wyobrazisz.

źródło zdjęć: http://en.worbz.com/laetitia-bica/
X